Walcząc o przebaczenie
Byłam głęboko zatopiona w modlitwie, gdy mordercy po raz drugi przyszli przeszukiwać dom.
Południe już minęło, a ja od świtu modliłam się na różańcu, prosząc Boga, by obdarzył wszystkich grzeszników na świecie swoją miłością i przebaczeniem. Jednak mimo że bardzo się starałam, w żaden sposób nie mogłam zmusić się do modlitwy za morderców z własnego kraju. Była to dla mnie duża trudność, bo wiedziałam, że Bóg chce, abyśmy się modlili za każdego i przecież bardziej niż czegokolwiek innego pragnęłam mieć Pana Boga po mojej stronie.
W drodze kompromisu odmawiałam różaniec mnóstwo razy codziennie, modląc się tak intensywnie, jak tylko mogłam. Przejście tych wszystkich Zdrowasiek i Ojczenaszów zajmowało mi jakieś 12 lub 13 godzin, a za każdym razem, gdy dochodziłam do tej części Modlitwy Pańskiej, która wzywa nas, abyśmy„odpuścili naszym winowajcom", próbowałam nie myśleć o mordercach, bo wiedziałam, że im przebaczyć nie mogę.
Podczas owego drugiego przeszukania wrzask morderców dotarł na skraj mojej modlitwy i złowrogie odgłosy obudziły mnie jakby ze snu. Zaraz potem tuż przy mojej głowie rozległo się cztery lub pięć głośnych uderzeń i już cała moja uwaga była skupiona na tym, co się dzieje. Uzmysłowiłam sobie, że mordercy są tuż - w sypialni pastora! Przekopywali jego rzeczy, zrywali wszystko ze ścian, podnosili łóżko i wywracali krzesła.
- Popatrzcie tam! - darł się jeden z nich. - A teraz tam. Przesunąć tę komodę! Przeszukać wszystko!
Zakryłam usta dłońmi z obawy, że usłyszą mój oddech. Byli o centymetry od mojej głowy... Stali przed szafą -Tą szafą! Jeszcze raz podziękowałam za nią Bogu, ale serce cały czas waliło mi w piersiach jak opętane.
Słyszałam, jak się śmieją. Świetnie się bawili, polując na ludzi! Zaczęłam im złorzeczyć, życząc, by pochłonęło ich piekło.
Szafa stuknęła o drzwi łazienki. Zakryłam sobie uszy i modliłam się: Boże, proszę. Ty sam postawiłeś tam tę szafę... Zostaw ją teraz w tym miejscu! Nie pozwól im jej przesunąć. Ocal nas, Panie!
Skóra na głowie paliła mnie ogniem, a wstrętny szept znów wślizgiwał się w moje myśli:
Dlaczego wzywasz Boga? Czyż w twoim sercu nie ma tyle samo nienawiści, co w sercach tych morderców? Czyż nie jesteś winna nienawiści tak samo jak oni? Życzysz im śmierci - w gruncie rzeczy sama najchętniej byś ich pozabijała! Przecież się nawet modliłaś o to, żeby Bóg zesłał na nich cierpienie i dał im sczeznąć w piekle.
Słyszałam morderców po drugiej stronie drzwi i błagałam: Boże, spraw, żeby sobie poszli... Ocal nas od...
Nie wołaj Boga, Immaculee - wtrącił się głos. - On przecież wie, że jesteś kłamcą. Kłamiesz za każdym razem, kiedy się modlisz, za każdym razem, kiedy mówisz, że Go kochasz. Czyż Bóg nie stworzył nas wszystkich na swój obraz? Jakże możesz kochać Boga, a przy tym nienawidzić tak wiele z Jego stworzeń?
Moje myśli były sparaliżowane. Widziałam, że demon w mojej głowie ma rację - tak, kłamałam Bogu w każdej mojej modlitwie. Byłam tak bardzo ogarnięta nienawiścią do ludzi winnych ludobójstwa, że z ledwością mogłam oddychać.
Do tego czasu w sypialni pastora było już 40 lub 50 mężczyzn, wszyscy wrzeszczeli i głośno kpili. Ich głosy były obrzydliwe i pijane, a pieśń, jaką nucili, bardziej nienawistna niż zwykle:
„ZabićTutsi - dużych, małych... Zabić każdego i zabić wszystkich. Zabić ich!
Znów zaczęłam się modlić, prosząc Boga, aby trzymał ich z dala od szafy i w ogóle z dala od tego domu.
Spoza ochrypłego śpiewu morderców dał się słyszeć ciemny, drwiący głos: Nie ma sensu... Nie wzywaj Boga. Myślisz, że kto tu przysłał po ciebie tych zabójców? ON! Nic już nie może cię ocalić. Bóg nie ratuje kłamców.
Zaczęłam modlić się za zabójców, ale przestałam. Desperacko potrzebowałam Bożej pomocy, ale w sercu byłam przekonana, że zasługuję na śmierć. Nie mogłam przecież udawać, że ci bandyci nie wyrżnęli i nie zgwałcili tysięcy ofiar - nie mogłam przecież przeoczyć tych wszystkich okropności, które uczynili tak wielu niewinnym duszom.
Czemu żądasz ode mnie rzeczy niemożliwych? - spytałam Boga. - Jak mogę przebaczyć ludziom, którzy próbują mnie zabić, którzy już może wyrżnęli moją rodzinę i przyjaciół? Przebaczyć im - to dla mnie nielogiczne. Pozwól mi raczej modlić się za ofiary, za tych, których zgwałcono, pomordowano i poćwiartowano. Daj mi się modlić za sieroty i wdowy... Daj mi się modlić o sprawiedliwość. Boże, będę prosić Cię o karę dla tych okrutników, ale przebaczyć im nie mogę - po prostu nie mogę.
W końcu usłyszałam, jak mordercy wychodzą. Najpierw opuścili sypialnię, potem dom i wkrótce słychać było, jak idą drogą, aż ich śpiew ucichł w oddali.
Wróciłam do modlitwy. Dziękowałam Bogu za to, że nas uratował i za to, że podsunął mi pomysł, aby przesunąć szafę pod drzwi łazienki. To było sprytne z Twojej strony, Boże. Jesteś bardzo sprytny - powiedziałam w myślach i znów zaczęłam Mu dziękować. Zastanowiłam się, dokąd mogli pójść mordercy i zaczęłam modlić się za moich przyjaciół i rodzinę: Proszę, opiekuj się moją Mamą, Boże; ona tak się o nas martwi. Opiekuj się Tatą, on potrafi być taki uparty...
Wszystko na próżno - moja modlitwa wydawała się jakaś płytka. W mej duszy rozpoczęła się już wojna i nie mogłam dłużej modlić się do Boga miłości z sercem pełnym nienawiści.
Znów spróbowałam prosić Go, aby przebaczył mordercom, ale w głębi serca nie byłam w stanie uwierzyć, że na takie przebaczenie w ogóle zasługują. Męczyłam się...
Próbowałam sama modlić się za nich, ale miałam wrażenie, jakbym modliła się za diabła. Proszę, otwórz me serce, Panie, i pokaż mi, jak mam przebaczyć. Nie mam siły, by stłumić moją nienawiść - tyle krzywdy nam wyrządzili... Moja nienawiść jest tak ciężka, że zaraz mnie samą zgniecie. Dotknij mego serca, Panie, i pokaż mi, jak mam przebaczyć.
Zmagałam się z tą straszną rozterką wiele godzin. Modliłam się do późna w nocy, przez cały następny dzień i przez kolejny, i przez jeszcze jeden. Modliłam się przez cały tydzień, prawie nic nie jedząc ani nie pijąc. Nie pamiętam nawet, kiedy i czy w ogóle spałam, ledwie świadoma upływu czasu.
Pewnej nocy usłyszałam krzyk nieopodal domu, potem zaś płacz dziecka. Mordercy musieli chyba zabić matkę, a jej niemowlę zostawić, by umarło na środku drogi. Dziecko łkało przez całą noc; przed świtem płacz stał się słabszy i rzadszy, a przed zmrokiem zamilkł. Słyszałam psy węszące dookoła i zadrżałam na myśl, jaka śmierć spotkała niemowlę. Prosiłam Boga, aby przyjął niewinną duszę tego maleństwa, ale potem spytałam Go: Jak mogę przebaczyć ludziom, którzy robią coś takiego niemowlęciu?
I usłyszałam Jego odpowiedź tak wyraźnie, jakbyśmy siedzieli razem i gawędzili:
Wy WSZYSCY jesteście moimi dziećmi... ten maluch jest już teraz ze Mną.
To było takie proste zdanie, ale stanowiło odpowiedź na wszystkie moje modlitwy, w jakich pogrążałam się od wielu dni.
Mordercy byli jak dzieci. Tak, byli potworami i będą musieli ponieść karę za swe czyny, ale jednocześnie wciąż byli dziećmi. Byli okrutni, źli i niebezpieczni, tacy, jakie bywają nieraz dzieci, lecz mimo to sami byli dziećmi. Nie rozumieli straszliwych krzywd, jakie wyrządzali. Ślepo i bezmyślnie ranili innych - ranili swych braci i swe siostry Tutsi, ranili Boga - a nie rozumieli, jak bardzo ranią przy tym samych siebie. Ich umysły były zarażone złem, które rozpanoszyło się w całym kraju, jednak ich dusze nie były złe. Pomimo wszystkich ich zbrodni byli dziećmi Boga, a przecież dziecku mogłam wybaczyć, chociaż nie było to łatwe... Zwłaszcza, że to dziecko chciało mnie zabić.
W oczach Boga mordercy też byli częścią Jego rodziny, też zasługiwali na miłość i przebaczenie. Wiedziałam, że nie mogę prosić o to, by Bóg mnie kochał, jeżeli sama nie mam zamiaru kochać Jego dzieci. W tym momencie modliłam się za morderców,o odpuszczenie ich grzechów. Prosiłam Boga, aby sprawił, by zdali sobie sprawę z potworności swych występków, zanim jeszcze zakończą swe ziemskie życie, zanim będą musieli ostatecznie rozliczyć się za swe śmiertelne grzechy.
Chwyciłam różaniec mego Ojca i prosiłam Boga o pomoc.
I znowu usłyszałam Jego głos: Przebacz im; nie wiedzą, co czynią.
Tamtego dnia uczyniłam decydujący krok ku przebaczeniu mordercom. Mój gniew zaczął ze mnie wyciekać, otworzyłam serce przed Bogiem, a On dotknął je swą nieskończoną miłością. Po raz pierwszy zrobiło mi się żal morderców. Prosiłam Boga, aby przebaczył im grzechy i przyciągnął ich dusze do swego przepięknego światła.
Tamtej nocy modliłam się z czystym sumieniem i czystym sercem. Po raz pierwszy, odkąd przekroczyłam próg łazienki, zasnęłam spokojnym snem.
* * *
Immaculée Ilibagiza wychowała się w kraju bliskim jej sercu, w otoczeniu rodziny, którą kochała. Jednak w roku 1994, gdy Ruanda pogrążyła się w fali krwawego ludobójstwa, idylliczny świat Immaculée runął w gruzy. Jej rodzina została brutalnie zamordowana podczas trwających trzy miesiące pogromów, które pochłonęły życie prawie miliona Ruandyjczyków. Immaculée cudem przeżyła rzeź. Przez 91 dni wraz z siedmioma innymi kobietami ukrywała się w ścisku i milczeniu w maleńkiej łazience w domu miejscowego pastora, gdy tymczasem wokół szalały mordercze polowania na ludzi. To właśnie podczas tych długich godzin spędzonych w niewypowiedzianej trwodze Immaculée odkryła moc modlitwy, aby wreszcie, strząsając z siebie strach przed śmiercią, utwierdzić się w głębokiej i trwałej relacji z Bogiem. Swą kryjówkę opuszczała, odkrywszy znaczenie bezwarunkowej miłości – miłości tak mocnej, że dzięki niej mogła odszukać zabójców swych bliskich. Odszukać po to… by im wybaczyć.
Immaculée Ilibagiza, Ocalona, aby mówić.